DRUGI OGRÓDEK
Przed budynkiem, w którym pracowałam stał zbiornik (w sumie nie wiem na co), otoczony murkiem z siatką, przysypany ziemią i gruzem aż po klapkę. Na tej ziemi rosły mlecze i inne chwasty. Murek z dwóch stron był otoczony wąskim trawnikiem a wzdłuż długiego boku rosły świerki. Współwłaścicielka budynku podjęła decyzję o stworzeniu w tym miejscu ogródka, przekopała ziemię, usunęła chwasty, wytyczyła ścieżkę i nawet postawiła ławeczki przed murkiem. Pomagałam jej sadzić kwiaty i ogarniać przestrzeń. Niestety niedługo potem właścicielka przeszła na emeryturę i zajęła się tylko swoim przydomowym ogródkiem (gdzie miała np: staw, kamienne ścieżki, taras pod wierzbą, oranżerię i to wszystko zrobione przez nią). Ja zajęłam się pracowym ogródkiem.
Opiekowałam się ogródkiem przez kilka sezonów. Prawie wszystko robiłam w nim sama. Raz czy dwa ktoś z pracowników podrzucił mi ziemię i korę dostawczakiem, tak to przywoziłam worki na rowerze. Kupowałam sadzonki na rynku i wysiewałam własne kwiaty. Wszystko robiłam po swojemu. Nikt mi się za bardzo nie wtrącał, bo nie było tam ludzi zainteresowanych uprawą ogródka, z drugiej strony jak nie pieliłam i nie podlewałam, to nikt tego za mnie nie zrobił. Ogródek przechodził więc różne artystyczno-chaotyczne okresy, raz wyglądał jak przykładny ogród wiejski, raz jak zarośla za domem... Ale i tak lubiłam o niego dbać.
Walka z materią ogródka nie była prosta. Podłoże stanowiły głównie perz, korzenie mleczy, kawałki cegieł, cementu i metalowe pręty. Ziemia była licha, ale nie miałam możliwości finansowych i fizycznych żeby ją wymienić. Kwiatki nie miały lekko. Jednak udało mi się posadzić ich całkiem sporo. Na trawniku wzdłuż krótszego boku zrobiłam ogródek ziołowy. Rosła tam mięta, rozmaryn, majeranek, tymianek, lubczyk... Ogólnie fajne było to, że po pracy wystarczyło się przebrać i od razu można było pracować w ogródku. Z drugiej strony miałam świadomość, że chociaż wkładałam tam swoje pieniądze, to nic nie było tak naprawdę moje. No i też trudno odpocząć w ogródku, kiedy wszędzie kręcą się klienci i pracownicy budynku. Co jakiś czas przyjeżdżałam do ogródka w niedzielę, ale zawsze bałam się, że jakiś klient zobaczy mnie przez bramę i będzie domagał się wpuszczenia i obsłużenia.
Tak więc chociaż miałam ogródek, w którym mogłam robić wszystko po swojemu, gdzie nikt nie kradł kwiatów, bo na noc była zamykana brama to jednak byłam pozbawiona tego aspektu "ogródkowania", który polega na odpoczywaniu w stworzonej przez siebie przestrzeni. Chociaż czasem udawało mi się wypić herbatę na ogródkowej ławeczce, to jednak byłam wtedy w pracy a to nie to samo co siedzenie sobie z kocykiem i książką i podziwianie swoich kwiatów.
Lubiłam "mój" ogród z klapką, jednak po paru latach musiałam go opuścić. Te zdjęcia, to jedyne co mi zostało. Miłego oglądania:
Focaccia?
OdpowiedzUsuńTak :)
Usuń