MOBY SWEATER

     Moby Sweater to obecnie mój najcieplejszy, najładniejszy sweter. Projekt jest czasochłonny, ale cieszę się, że się za niego zabrałam. Jest to sweter inspirowany wzorami irlandzkimi, ale bez raglanowej konstrukcji. Jest luźny, duży i wygodny.

Proces twórczy: 

 
Efekt końcowy:

 

 
 
 
 
Podsumowanie projektu: 
  • Projekt zrobiłam z wełny Sandnes Garn Peer Gynt w kolorze Marcepanowe Confetti. To wełna z norweskich owiec, jest trochę szorstka, sprężysta ale o dziwo zupełnie nie drapie. Nie mechaci się przesadnie, nie trzeba używać golarki po każdym praniu. Myślę, że jest super do swetrów z teksturą, bo ładnie podkreśla wzory.
  • Wełna Peer Gynt ma całkiem fajną paletę głębokich, złamanych kolorów, myślę, że do niej wrócę przy innych projektach.
  • W mojej wersji zwęziłam rękawy, nie umiem nosić takich szerokich i dyndających się. 
  • Sweter jest duży, ale nie przesadnie, nosi się go wygodnie, chociaż chyba wciągnęłam tyci za krótką gumkę w dekolt. Ale i tak się rozciągnie.
  • Jest mi w nim cieplutko i czuję się schowana przed światem.
  • Wzór jest pracochłonny ale nie bardzo trudny. Musiałam się nauczyć robienia tych małych warkoczyków na środku. Najtrudniejszy etap, to dzierganie karczku, potem to już z górki, trzeba tylko pilnować warkoczy, żeby nie pominąć przekładania oczek.
  • We wzorze warkocze na rękawach i odpowiadających im częściach przodu kręcą się w tę samą stronę. U mnie w odwrotną. Odkryłam to na zdjęciach. Nie ma to żadnego wpływu na stronę wizualną swetra. Po prostu zastanawiam się, jak mi się to udaje, że bardzo czegoś pilnuję a potem i tak robię na odwrót... 
  • Myślę, że warto zainwestować we wzór, nawet jeśli naraz będziemy mieć tylko jeden Moby Sweater w szafie. Bo możemy sobie dziergać go raz na dekadę, jak poprzedni się znosi. Albo zrobić na prezent.

Ja w sweterku:

 
 

 
 

Ps: Moja siostra twierdzi, że do tego swetra brakuje mi jeszcze latarni, w której mogłabym siedzieć i patrzeć na morze...













Komentarze