SUKIENKA MELODY I KSIĄŻ

     Sukienkę Melody uszyłam z kursu dostępnego na Papavero (klik). Użyłam bawełny drukowanej z Fabric shop (klik). Moja wersja sukienki ma krótkie rękawy, dół z pełnego koła, kieszenie w szwach bocznych i robione na zamówienie obciągane guziczki.



    Podsumowanie projektu:

  • Kurs szycia zawiera instrukcję w dwóch wersjach, obrazkowej i video. Ja korzystałam z tej pierwszej. Wygodniej pracuje mi się z pisaną instrukcją. Z tego co kojarzę, to nie można kupić osobnego wykroju, tylko cały kurs.
  • Sukienka jest pracochłonna ale niezbyt trudna. Dodatkowym atutem jest to, że patent na kieszenie w szwach bocznych można wykorzystać w każdej następnej, szytej sukience.
  • Obciągane guziczki zrobiła mi pani z malutkiej pracowni krawieckiej i kosztowały kilka złotych. Wcześniej obeszłam wszystkie pasmanterie, jakie udało mi się znaleźć i z przykrością stwierdzam, że guziki dostępne stacjonarnie są brzydkie. W ogóle brakuje mi pasmanterii, która oferowałaby nowe wzornictwo, wszystkie punkty prowadzone przez starsze panie wypchane są głównie szmelcem, poliestrem i akrylem...
  • Góra sukienki ma fajną konstrukcję. Nie ma zaszewek, tylko zakładki mocowane w pasie. Dzięki temu nic nie ogranicza ruchów rąk. Sukienka jest dopasowana w tali i nie ma potrzeby noszenia paska. Kieszenie są duże i pojemne. Ja zrobiłam dół z pełnego koła, ale taki z wycinka też będzie wygodny.
  • O bawełnie z Fabric shop pisałam już w innym wpisie. Jest to bawełna, miękka, elastyczna, lejąca, delikatna i niestety podatna na uszkodzenia mechaniczne i ścieranie nadruku. 
  • W związku z tym, że bałam się prucia na delikatnym materiale a nie mam automatycznego szycia dziurek, na ostatnie wykończenie oddałam sukienkę do krawcowej. Zaznaczyłam na materiale odpowiednią długość i rozmieszczenie pionowych dziurek. Sukienka wróciła do mnie z dziurkami poziomymi, do tego uszytymi w innych miejscach i tak szerokimi, że wypadały z nich guziki... Na szczęście udało mi się ręcznie uratować sytuację.
  • Ogólnie mogę powiedzieć o sukience, że jest bardzo wygodna, dość praktyczna, nieprzesadnie ozdobna ale trzeba na nią uważać, żeby za szybko jej nie zniszczyć.

    Sukienka przeszła chrzest bojowy na zamku Książ (i stary Książ). Trochę wytarła mi się na pupie od siadania na skałach. Na drugi koniec Polski przywiozłam ją złożoną w plecaku i jak widać niezbyt ją pogniotło. 

    Zaprasza na spacer:















Komentarze

  1. Sukienka bardzo ładna, ogromnie podoba mi się połączenie z ciężkimi butami do wędrówek. Super to wygląda! Ja właśnie też skończyłam szyć z tej tkaniny (będzie na blogu jutro). Co do krawcowej co zrobiła Ci te dziurki, o rany! Co to za krawcowa? Skoro wykańcza niemal gotowy uszytek to powinna wiedzieć, jak ważne są takie wytyczne. Dla mnie to argument aby wymienić maszynę na nową. (Pimposhka)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była taka krawcowa z dość sporym zakładem i dobrymi opiniami. Przejechałam dla niej całe miasto. Kiedy zobaczyłam te dziurki, po prostu zabrałam sukienkę i wyszłam, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa... Na razie zmiana maszyny nie wchodzi w grę ze względu na finanse, bo musiałam zainwestować kasę w nowe buty trekingowe. Te ze zdjęcia już nie istnieją. Wyprawa na Ślężę, z której zdjęcia są w poprzednim poście ostatecznie je dobiła. (w tym poprzednim poście są też zdjęcia z plaży w Świnoujściu, które wrzuciłam specjalnie z myślą o Tobie:) ). Czekam na jutrzejszy wpis :)

      Usuń
  2. Kiecka piekna. "Szmelc" to bylo ulubione okreslenie mojego Tasty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ja to słówko chyba też przejęłam od taty.

      Usuń

Prześlij komentarz