MARZEC
Marzec był ciężkim miesiącem. Przez dwa tygodnie byłam sama w domu, miałam na głowie pracę i wszystkie domowe obowiązki. Do tego popołudniami i wieczorami robiłam szkolenia przez internet. Trochę dziergałam, ale na koniec miesiąca okazało się, że muszę spruć wszystkie moje marcowe postępy! Na szczęście udało mi się wykorzystać dwie niepracujące soboty i ruszyć na małe wyprawy.
W pierwszą wolną sobotę umówiłam się z Tyną w Gdańsku. Wstałam gdzieś o 4 rano, przed 6 byłam na dworcu a przed 12 wysiadłam w Oliwie. Poszłyśmy z Tyną na śniadanko, spotkałyśmy się z koleżanką z liceum i po spacerze w parku Oliwskim już tylko we dwie dotarłyśmy nad morze:
Tyna po lewej, ja po prawej. Chyba :P.
Morze wyglądało bardzo nastrojowo z tą rozmytą linią horyzontu. Pogoda zachęcała do spacerowania, bo na siedzenie w miejscu było jednak za zimno.
Udało nam się zrobić długi spacer, nazbierać muszelek dla Oli i Ani i zjeść frytki :). Po spacerze pojechałyśmy do Wrzeszcza, zjadłyśmy ciacho w malutkiej cukierni i trzeba było zbierać się na pociąg.
Do Bielina przyjechałam wczesnym rankiem a wykłady odbywały się aż do wieczora. Na szczęście zakończyły się jeszcze przed zmrokiem. Wybrałam się więc na mały spacer. Na niebie było widać jeszcze wielkie, czerwone słońce ale zanim udało mi się minąć ostatnie budynki, słoneczko wpadło już za horyzont:
Dworek z zewnątrz jest odnowiony ale wnętrza wymagają jeszcze sporych nakładów finansowych. Mój pokój był taki totalnie zwyczajny. Chociaż łazienka była całkiem ładna.
Kiedy wyszłam, cały świat był jeszcze schowany za mgłą, ale z każdą minutą jej pasma unosiły się ku górze...
W promieniu kilku kilometrów od Bielina nie ma nic, tylko padoki, pola i lasy:
Spacerowałam sobie światem ozłoconym przez słońce a po resztkach mgły pozostały tylko krople rosy...
Po spacerze udało mi się jeszcze odwiedzić koniki, które wróciły z porannej przejażdżki:
Ten gagatek uznał, że w mojej torbie z materiałami z konferencji na pewno mam końskie przysmaczki, wgryzł się więc w nią z całej siły i nie chciał puścić. Nie było łatwo jej wyrwać...
Ostatnie spojrzenie na konie i trzeba było iść na pociąg.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do Bielina ( i zabiorę Was ze sobą, jeśli będziecie chcieli).
Piękna relacja romantyczna Joanno. Z przyjemnością zajrzę tam jeszcze raz. Pozdrawiam Krystyna
OdpowiedzUsuńRelacja romantyczna, bo samo miejsce było bardzo nastrojowe. Dotarłam tam o 6.30 i okazało się, że nikogo tam nie ma, bo recepcja otwiera się o 8.30. W kącie ciemnego holu stało rzeźbione krzesło, stoliczek i lampa. Usiadłam tam sobie z książką i czytałam a wokół mnie panowała cisza. Miałam wrażenie, że sama jestem bohaterką jakiejś książki.
Usuń